W poprzednim wpisie mogliście zobaczyć jakie pejzaże towarzyszyły mi podczas wyjazdu do Szwajcarii. Niemniej głównym i nadrzędnym celem wyjazdu było fotografowanie wszelkiej maści latających maszyn, a w szczególności F/A-18 Hornet, które stanowią trzon szwajcarskiej armii powietrznej. Trzy lata wcześniej byłem w tym samym miejscu z tym samym założeniem. Wówczas jednak kompletnie nie wiedziałem czego się spodziewać. Emocje tamtego wyjazdu były tak silne, że w zasadzie pomimo upływu trzech lat, pamiętałem praktycznie wszystko. Przydało się to bardzo tym razem, bo schemat działania był bardzo podobny. Dwa wejścia na Fliegerschiessen Axalp (KP) oraz zdjęcia w bazie Meiringen i jej okolicach.
Pokazy na Fliegerschiessen Axalp (czyli na lotniczym poligonie) co roku (o ile nie są z jakiś przyczyn odwoływane) przyciągają wielotysięczny tłum obserwatorów i fotografujących. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że poligon nie jest dostępny tak jak aerokluby i lotniska, na których zwykle odbywają się pokazy lotnicze. Tu podstawową przeszkodą jest nasza kondycja fizyczna. Jeśli chcemy sfotografować zarówno pełne poranne ćwiczenia Hornetów ze strzelaniem ostrą amunicją, jak i same pokazy przygotowane dla publiczności, musimy około 5-6 rano wyruszyć z Axalp w stronę Fliegerschiessen Axalp.
Droga na Fliegerschiessen Axalp
Droga rozpoczyna się obok dolnej stacji kolejki krzesełkowej i początkowo wiedzie wijącym się pod górę asfaltem. Po około godzinie docieramy do kilku szałasów ulokowanych obok drogi. Dalej iść drogą już nie możemy – wojsko kieruje wszystkich pod górę w lewo ledwie widoczną ścieżką. Na szczęście w dni pokazów szlak opatrzony jest taśmą, której trzymając się dotrzemy na samą górę. Gorzej, gdy wchodzimy w dzień ćwiczeń – wówczas taśmy jeszcze nie ma. Musimy iść trochę na czuja, wspomagając się nawigacją turystyczną. Przypominam, że idziemy w kompletnej ciemności wyposażeni jedynie w czołówki. Wyruszyliśmy wcześnie i oprócz nas nie widać innych światełek na szlaku.
Wkrótce docieramy do pierwszego, krótkiego podejścia, za którym robimy odpoczynek. W dole światła latarek zaczynają układać się w regularną ścieżkę, a my nie mamy wyjścia – musimy zmierzyć się z tzw. „ścianą płaczu”. To bardzo strome i długie podejście, chyba najtrudniejsze na całym szlaku. Ścieżka wije się trawersem i momentami zanika. Ludzi jest tu już tylu, że idą całą szerokością „ściany”. Gdyby spadł deszcz, byłoby bardzo trudno podejść. Na szczęście pogoda jest łaskawa. „Ściana płaczu” kończy się metalowymi schodami kratownicowymi, zainstalowanymi tu przez wojsko.
Dalej można chwilkę odpocząć w marszu, bo teren na jakiś czas robi się w miarę równy. Po około 100 metrach ścieżka znów zaczyna wspinać się pod górę w kierunku wzgórza Tschingel. To pierwsze miejsce, z którego można fajnie oglądać pokazy. Lepszym jednak wydaje się KP – punkt dowodzenia, na przeciw którego dzieją się wszystkie ważne momenty. Oczywiście zwykli cywile nie mają tan wstępu i mogą jedynie obserwować pokazy z polanki ulokowanej obok zabudowań wojskowych. To w zupełności wystarczy. A zatem po podejściu na Tschingel i dotarciu do KP możemy „rozbić obóz”. Tymczasem na niebie chmury zyskują niesamowite barwy, czego nie sposób po prostu pominąć.
Dzień na KP
Tym, od czego warto zacząć pobyt na KP to zamiana mokrej koszulki na suchą. Poprawia to zdecydowanie komfort termiczny. Trzeba pamiętać, że przez około pierwsze 2 godziny zbyt ciepło nie będzie – słońce pojawia się w dolinie dość późno. Ponad to niewiele będzie się działo w powietrzu. To dobry moment na drugie śniadanie i gorącą herbatkę lub kawę. W górach jak to w górach – powinniśmy zabrać ze sobą oprócz sprzętu fotograficznego także odpowiednio ciepłe ubrania i dość jedzenia i picia. W dni oficjalnych ćwiczeń oraz pokazów sytuacja jest odrobinę ułatwiona, gdyż napoje (herbata, kawa, piwo) oraz energetyczne posiłki możemy kupić na miejscu. Szczególnie warte polecenia są dwie kromki pieczywa pokryte grubą warstwą aromatycznego, roztopionego sera szwajcarskiego. Danie wysoce sycące.
Przed rozpoczęciem ćwiczeń, możemy popatrzeć na przylatujące na KP śmigłowce ratownicze – A-109 Augusta (Rega) oraz Eurocopter EC135.
W tym roku ćwiczenia zaczęły się od Pilatusa PC-21, szkolnego samolotu turbośmigłowego, którego pilot pokazywał kunszt w ciasnych zwrotach, pętlach i korkociągu, a także w szybkich przelotach. Ten samolot osiąga prędkość prawie 700km/h, a jego czerwone malowanie powoduje, że dobrze odcina się na brązowych lub szarych zboczach gór.
Ćwiczenia Hornetów
Kolejnym i najbardziej wyczekiwanym punktem poranka są ćwiczenia Hornetów. Te nalatują z 5 różnych pozycji i ostrzeliwują z działek pokładowych pomarańczowe tarcze ulokowane na skałach. Świadomość, że w użyciu jest ostra amunicja dodatkowo dodaje smaczku i adrenaliny. To powoduje także konieczność oblotu całego miejsca ćwiczeń przez wojskowy śmigłowiec i sprawdzenia czy nie przebywają tam jacyś śmiałkowie chcący ze zbyt bliskiej odległości doświadczyć manewrów. W tym roku wojsko bodaj 2-krotnie interweniowało.
Pokazy na Fliegerschiessen Axalp
Po ostatnim przelocie F/A-18 należy spodziewać się dłuższej przerwy, bo właściwe pokazy rozpoczynają się o 14:00 i trwają półtorej godziny. Czas ten naładowany był w tym roku atrakcjami takimi jak: pokaz ostrego strzelania do tarcz przez Hornety, przeloty z rzucaniem flar, wspólny przelot Hornetów i zabytkowego samolotu Hawker Hunter (który zresztą kilka dni później miał odbyć swój ostatni lot), pokaz możliwości śmigłowca transportowego Super Puma, przelot zespołu gaśniczego (2 x Super Puma), zrzut spadochroniarzy, pokaz solisty na F/A-18, inscenizowana akcja komandosów i na koniec występ grupy Patrouille Suisse. Półtorej godziny bez wytchnienia.
Dzień na bazie w Meiringen
Baza lotnicza w Meiringen (Staffel 11) jest miejscem wyjątkowym. Płotek oddzielający teren bazy od otoczenia ma w wielu miejscach nie więcej niż metr wysokości, dzięki czemu można bez problemu stanąć obok i fotografować z bliska startujące i lądujące samoloty. Nawet jeśli nie wiemy o której spodziewać się startów, zawsze można udać się na teren bazy i uzyskać taką informację od pilotów, którzy się tam kręcą. Nie robią z tego żadnej tajemnicy. Baza jest naprawdę bardzo przyjazna dla pasjonatów lotnictwa.
Wisienką na torcie jest fakt, że przez sam środek drogi startowej przebiega w poprzek zwyczajna, publiczna droga. Jest ona otwarta z wyjątkiem momentów, kiedy startują lub lądują samoloty. Wówczas opuszczają się szlabany po obu stronach pasa i trzeba poczekać. Szlabany znajdują się również na drodze, którą dojeżdżają Hornety ze swoich hangarów wykutych w zboczu pobliskiej góry na teren bazy. Jest to miejsce, w którym można nieomal dotknąć przejeżdżających odrzutowców. Baza w Meiringen oferuje wiele ciekawych miejsc dookoła, z których można zrobić ciekawe zdjęcia. Wszystko zależy od tego, jakich ujęć szukamy.
Axalp 2021 i co dalej?
Pytanie, jakie się rodzi samoistnie – jak porównuję imprezę i zdjęcia wykonane 3 lata wcześniej z tymi aktualnymi? W 2018 roku poruszałem się trochę jak dziecko we mgle, znając imprezę jedynie z opowieści. Tym razem byłem znacznie lepiej przygotowany i dzięki temu mam poczucie, że lepiej wykorzystałem sytuacje fotograficzne.
Czy wrócę do Axalp? Pytanie w zasadzie retoryczne, bo każdy kto był tam choć raz, zapada na tę dziwną chorobę i nigdy nie kończy się na jednym wyjeździe. Axalp uzależnia. Raczej nie w przyszłym roku, bo to dość impreza i dość dużych wymaganiach budżetowych, ale za 2 lata na pewno będę chciał tam wrócić. To miejsce wyjątkowe i to pod wieloma względami.
Zapraszam do objerzenia i przeczytania pierwszej części relacji: [ Axalp 2021, czyli alpejskie widoki ] oraz wspominków sprzed 3 lat: [ Góry, chmury i samoloty – Axalp (2018) ].